Masakra w Koniuchach
12 lutego 2001 r. Zarząd Główny Kongresu Polonii Kanadyjskiej zwrócił
się do prof. Leona Kieresa - prezesa Instytutu Pamięci Narodowej, prof.
Witolda Kuleszy - dyrektora Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi
Polskiemu oraz Instytutu Pamięci Narodowej w celu rozpoczęcia badań
i dochodzeń nad jednym z licznych masowych mordów ludności cywilnej
popełnionym na Kresach Wschodnich. Mord popełniony w 1944r. na
mieszkańcach wsi Koniuchy (rej. solecznicki) przez partyzantów sowieckich.
Przedstawiamy Czytelnikom relację tych wydarzeń opublikowanych w
Polsce, a także udokładnioną i uzupełnioną informacją zdobytą w rozmowie
z żyjącymi świadkami ze wsi Koniuchy 2 marca br. Temat ten, ze
zrozumiałych względów, był zakazany za czasów sowieckich, ale niestety i
dzisiaj w publikacjach na Litwie nie wspomina się o dokonanej zbrodni.
Polscy historycy potwierdzają radziecką zbrodnię w Koniuchach
22 lutego b.r. szef pionu śledczego Instytutu Pamięci Narodowej prof.
Witold Kulesza zapowiedział, że IPN zajmie się zbrodnią w Koniuchach, historyk
Kazimierz Krajewski, który zajmuje się historią Nowogródczyzny w czasie
II wojny światowej powiedział, że zbrodnia w Koniuchach jest znana
polskim historykom. "Wieś została zaatakowana przez partyzantkę sowiecką
i spacyfikowana: całkowicie spalona, a cała ludność, bez względu na
wiek i płeć - wymordowana" - powiedział Krajewski. Dodał, że oceny co do
liczby ofiar są rozbieżne: polskie relacje mówią o trzydziestu kilku ofiarach,
natomiast uczestnicy napaści w swych wspomnieniach, publikowanych
także na Zachodzie, podają liczbę ponad 300 zabitych. Wyjaśnił, że wieś ta,
leżąca na skraju Puszczy Rudnickiej, była stale nachodzona przez "czerwoną
partyzantkę". "W pewnym momencie, w celu przeciwdziałania tym ciągłym
grabieżom i napaściom, zorganizowano tam samoobronę - pod egidą
administracji litewskiej i przy wykorzystaniu kilku starych karabinów. Za to
sowiecka partyzantka ukarała wieś".
Krajewski potwierdził, że w napaści uczestniczył oddział partyzantki
żydowskiej, który wchodził w skład zgrupowania radzieckiego.(PAP)
Relacja wydarzeń z Warszawy
24 lutego 2001 r. Nasz Dziennik w wydaniu sobotnio - niedzielnym
opublikował duży artykuł Moniki Rotulskiej p.t. "Zginęli, bo byli Polakami",
który drukujemy w skrócie.
Kongres Polonii Kanadyjskiej wystąpił do Instytutu Pamięci Narodowej o
wszczęcie śledztwa w sprawie wymordowania przez żydowski oddział
partyzancki podporządkowany Centralnemu Sztabowi Partyzanckiemu w
Moskwie mieszkańców wioski Koniuchy na Nowogródczyźnie. Tragedia
miała miejsce prawdopodobnie w kwietniu (historycy nie są zgodni co do
dokładnej daty) 1944 r. Większość ofiar stanowiły kobiety i dzieci. Wśród
ludności polskiej zamieszkałej na tych terenach pamięć o tragedii przetrwała
do dziś.
Moja matka pamięta tę tragedię, także inne starsze kobiety nie zapomniały
tego straszliwego mordu - mówi Teresa Mielko z parafii Bieniakonie, do
której należą także Koniuchy (obecnie na Białorusi). Ona sama urodziła się
już po wojnie. Pamięta także mogiły pomordowanych w Koniuchach na
miejscowym cmentarzu. Dziś są one bardzo zaniedbane, "bo wiadomo,
rodzin już nie ma".
Władza sowiecka ze zrozumiałych względów wolała ukryć tę sprawę.
Zupełnie inaczej potraktowali mord w Koniuchach jego sprawcy
mieszkający po wojnie w USA i Izraelu. Chaim Lazar w książce
"Destruction and Resistance", wydanej w Nowym Jorku w 1985 r.,
pisał: "Sztab brygady zdecydował zrównać Koniuchy z ziemią, aby dać
przykład innym. Pewnego wieczoru 120 najlepszych partyzantów ze
wszystkich obozów, uzbrojonych w najlepszą broń, wyruszyło w stronę
tej wsi. Między nimi było około 50 Żydów, którymi dowodził Jaakow Prenner.
Mieli rozkaz, aby nie darować nikomu życia. Nawet bydło i nierogacizna miały
być wybite. (...) Wieś okrążono z trzech stron. Z czwartej strony była rzeka,
a jedyny most był w rękach partyzantów. Partyzanci palili domy, stajnie,
magazyny, gęsto ostrzeliwując siedliska ludzkie. (...) Półnadzy chłopi
wyskakiwali przez okna i usiłowali uciekać. Ale zewsząd czekały ich
śmiertelne pociski. Wielu z nich wskoczyło do rzeki, aby przepłynąć na
drugą stronę, ale tam też spotkał ich taki sam los. Zadanie wykonano
w krótkim czasie. Sześćdziesiąt gospodarstw chłopskich, w których
mieszkało około 300 osób, zniszczono. Nie uratował się nikt". (...)
Kongres przywołał m.in. opublikowane relacje i wspomnienia sprawców
zbrodni z wiosny 1944 r. na mieszkańcach wsi Koniuchy. Relacje o zbrodni
znalazły się w książce Richa Cohena "Mściciele", wydanej w Nowym Jorku
w 2000 r.: "Koniuchy były wioską o zakurzonych drogach i osiadłych w
ziemi, nie pomalowanych domach. (...) Partyzanci Rosjanie, Litwini i Żydzi
zaatakowali Koniuchy od strony pól, a słońce świeciło im w plecy. Odezwał
się ogień z wież strażniczych. Partyzanci odpowiedzieli ogniem. Chłopi
uciekli do swych domów.
Partyzanci wrzucili granaty na dachy, a w domach wystrzeliły płomienie.
Chłopi wybiegali drzwiami i biegli drogą. Partyzanci ich gonili, strzelając do
mężczyzn, kobiet i dzieci. Większość chłopów biegło w stronę niemieckiego
garnizonu, a więc przez cmentarz na skraju miasta. Komandir partyzantów
przewidział to i dlatego nakazał kilku swoim ludziom schować się przy
grobach. Gdy ci partyzanci otworzyli ogień, chłopi zawrócili i wpadli w ręce
żołnierzy, którzy ścigali ich z drugiej strony. Setki chłopów zginęło
złapanych w ogień krzyżowy”.
Według autorów listu, potwierdzenie mordu w Koniuchach można znaleźć
także w dzienniku partyzantów żydowskich pt. "Operations Diary of a
Jewish Partisan Unit in Rudniki Forest". Podano tam, że napad miał miejsce
w styczniu 1944 r. i wzięli w nim udział partyzanci z oddziałów Jacoba
Prennera "Śmierć faszystom" i Shmuela Kaplinsky"ego "Ku zwycięstwu"
tzw. Litewskiej Brygady.
... i informacja z Koniuch
W 1939 r. Koniuchy były wielką wsią, w 85 domach mieszkało ponad 300
mieszkańców, z których duża część przed rozpoczęciem wojny
zamieszkała w kolonii.
Świadkowie tych wydarzeń: Anna Suckiel (ur. 1929), Stanisława Woronis
(ur. 1919 r.), Antoni Gikiewicz (ur. 1926 r.), Stanisław Wojtkiewicz
(ur. 1929 r.) dobrze pamiętają wydarzenia z ostatniej wojny a szczególnie
29 stycznia 1944 roku.
W okresie okupacji niemieckiej, według słów świadków, częstymi nocnymi
"gośćmi" we wsi byli sowieccy partyzanci, którzy rabowali od mieszkańców
wszystko od ubrania i wyżywienia zaczynając. Po jednej z takich "odwiedzin"
mieszkaniec Koniuch Woronis wraz z sąsiadami zorganizował samoobronę,
mającą strzec dobytek przed rabusiami (najbliższy posterunek policji litewskiej
i niemieckiej był w Rakliszkach, Bieniakoniach, Bołcienikach).
O świcie 29 stycznia usłyszeli strzały ze wszystkich stron i zobaczyli ogień
palących się zabudowań. Wyskoczyli z domu, zobaczyli partyzantów sowieckich
mordujących ich sąsiadów, podpaląjących domy wraz z pozostającymi tam
rannymi i dziećmi.
Udało im się uciec lub schować i pozostać przy życiu, jak mówią, dzięki
Opatrzności Bożej.
Zginęło na miejscu 45 osób, 12 zostało rannych, z których część zmarła w
szpitalu w Bieniakoniach. Wśród zamordowanych byli dorośli i dzieci z
rodzin: Parwickich, Tubiniów [Turbinów], Marcinkiewiczów, Woronisów, Bobinów,
Wojsznisów, Wandalewiczów [Bandalewiczów], Łaszakiewiczów, Pilżysów, Wojtkiewiczów,
Molisów, Jankowskich.
Spłonęła prawie cała wieś z dobytkiem wielu pokoleń. Zostały z 85 tylko 4
domy rodzin: Aleksandrowiczów, Wandalewiczów [Bandalewiczów], Radzikowskich,
Łaszakiewiczów. Pozostali przy życiu mieszkańcy zmuszeni byli szukać
przytułku u swoich rodzin w innych miejscowościach lub szybko
budować ziemianki.
Pochować zamordowanych na wiejskim cmentarzyku pomogli wojskowi Litwini,
którzy stacjonowali w Rakliszkach (6 km od Koniuchów). Był to najbliższy
posterunek niemiecko-litewski.
Wraz z przyjściem nowej władzy "koniuchowscy bandyci", jak ich nazywali
Sowieci, też nie zaznali spokojnego życia. Rodziny Aleksandrowiczów i
Wasiukajciów powędrowały na Sybir, a inni w niepewności oczekiwali na
swój los, jeszcze inni zostawiając ojcowiznę i groby rodzinne zmuszeni byli
wyjechać do Polski lub jak Leon Tubiń do dalekiej Kanady.
Wszyscy rozmówcy podkreślali, że istnieje potrzeba zachowania pamięci o
niewinnie pomordowanych mieszkańcach Koniuch (jeszcze istnieje
możliwość udokumentowania listy ofiar) i mają nadzieję, że władze
samorządowe, władze republiki oraz Macierz, chociaż po wielu latach
milczenia, oddadzą należyty hołd poległym.
Od redakcji: tragiczna śmierć poszczególnej osoby stanowi niepowetowaną
stratę. A cóż dopiero, gdy chodzi o masowy mord. Dlatego chyląc głowy
wobec niewinnie pomordowanych należy przyznać, iż jest to naszą wspólną
winą, że miejsce tej tragedii i pochówku ofiar nie zostało jak dotychczas
upamiętnione. Zróbmy to więc dziś w uszanowaniu ich przedwczesnej
męczeńskiej śmierci i ku przestrodze potomnych - aby nigdy i nigdzie
więcej podobna tragedia nie mogła się powtórzyć, a każda inicjatywa
społeczna zmierzająca w tym kierunku zyska poparcie naszej redakcji.
A. Gikiewicz: " ... okrążyli całą wieś i wszystkich po kolei mordowali."
St. Woronisowa: " ... kogo tylko sowieci znaleźli w krzakach czy w jamie -
zabijali."
St. Wojtkiewicz: "... nie oszczędzali nawet kobiet w ciąży."
TRANSLATION (PARTIAL)
In 1939 Koniuchy [now known as Kaniūkai in Lithuanian] was a large
village; its 85 homesteads were inhabited by more than 300 people,
many of them in the settlement nearby.
The witnesses to these events – Anna Suckiel (born in 1929),
Stanisława Woronis (born in 1919), Antoni Gikiewicz (born in 1926),
Stanisław Wojtkiewicz (born in 1929) — remember well the events
of the last war, and especially those of 29 January 1944.
According to them, during the German occupation the village was
often visited at night by Soviet partisans, who robbed the inhabitants
of everything, especially clothing and food. After one such "visit," a
resident of Koniuchy by the name of Woronis, together with some of
his neighbours, organized a self-defence group to guard their
property against the robbers. (The nearest posts of the Lithuanian
and German police were located in Rakliszki, Bieniakonie and
Bołcieniki.)
On 29 January 1944, at dawn, they heard shots coming from all
sides and they saw flames from the burning buildings. They jumped
out of their homes only to see the Soviet partisans murdering their
neighbours and setting on fire houses with children and the wounded
inside. They managed to run away or hide, thus staying alive, as
they say, thanks to God's providence.
Forty-five people were killed on the spot, and twelve were wounded,
of whom several died later in the hospital in Bienakonie. [The estimate
of about 50 murdered villagers has to be treated with considerable
caution until it is verified.] The murdered victims included both adults
and children from the Parwicki, Tubiń, Marcinkiewicz, Woronis, Bobin,
Wojsznis, Wandalewicz, Łaszakiewicz, Pilżys, Wojtkiewicz, Molis and
Jankowski families.
The village together with the possessions accumulated by many
generations was almost completely burned down. Out of 85 houses,
only four were left standing (those of the Aleksandrowicz, Wandalewicz,
Radzikowski, and Łaszakiewicz families.) The survivors had to take
shelter with their families in other villages, or quickly prepare dugouts.
Lituanian soldiers, who were stationed at the nearest German-Lithuanian
police post in Rakliszki (6 km distant from Koniuchy), helped bury the
victims in the village cemetery. With the advent of the new rule [after the
so-called liberation in mid-1944], the "Koniuchy bandits" — as the Soviets
called them — did not enjoy peaceful life either. The Aleksandrowicz and
Wasiukajć families were deported to Siberia. Others waited in suspense
for their own fate; yet others were forced to move to Poland or, like Leon
Tubiń, emigrate to faraway Canada, leaving behind their patrimony and
family graves.
All the interlocutors stressed the necessity of preserving the memory of
the innocent victims from Koniuchy. (There is still a chance to compile
and document a list of victims.) They also hope that the local authorities,
as well as the authorities of the Lithuanian Republic and those of Poland,
though after many years of silence, will still pay proper homage to those
who perished. [One would also hope that the Jewish community will join
in the commemoration.]
The following snippets of the witnesses’ testimonies have been used in
the article as captions for the accompanying photographs:
Anna Suckiel: "...they finished off the wounded Mrs. Woronis with a rock."
Antoni Gikiewicz: "...they surrounded the entire village and started
murdering everyone, one after another."
Stanisława Woronis: "... whomever the Soviets found in the bushes or in a
hole in the ground, they killed them."
Stanisław Wojtkiewicz: "... they didn't even spare pregnant women."
(11) ARTICLES FROM THE VILNIUS (WILNO) WEEKLY NASZA GAZETA – March 29, 2001 (in Polish)
Nasza Gazeta
Nr 12 (501) 29 marca - 4 kwietnia 2001
< http://nasza-gazeta.tripod.com/>
Czesław Malewski
Masakra w Koniuchach (II)
Kontynuując temat "Masakra w Koniuchach" ("Nasza Gazeta" nr 9 z dn.
8 - 14 marca 2001 r.) odwiedziliśmy dn. 17. 03. br. wieś Koniuchy ponownie.
W wyniku powstała poniższa lista pomordowanych osób w oparciu o
dokumentację L. Narkowicz, R. Maciejkiańca oraz Cz. Malewskiego.
O uzupełnienie i udokładnienie listy ofiar prosimy również innych naocznych
świadków tragedii.
Wina ich była w tym, że walczyli o godność ludzką
Puszcza Rudnicka podczas okupacji hitlerowskiej zaroiła się od
oddziałów partyzanckich. Stała się domem, w którym znaleźli schronienie
przedstawiciele różnych narodowości i orientacji politycznych.
" ... w Puszczy znajdowało się w tym czasie około 2000 ludności
żydowskiej, mniej więcej 200 uzbrojonych partyzantów (głównie Białorusini
i Rosjanie) oraz 20 minierów-zrzutków, których głównym zadaniem była
dywersja na ważnym szlaku kolejowym Grodno - Wilno. Na całym zaś jej
obszarze leżało ledwie kilka nędznych wiosek, które bardzo niewiele mogły
świadczyć na rzecz tak dużej ilości ludzi" (1).
W tych warunkach dochodzi do konfliktów oraz tragedii.
Tadeusz [Stanisław] Truszkowski ps. "Sztremer" dowódca V batalionu 77 p.p.
AK w swoich wspomnieniach pisze: " ... warunki naszej egzystencji były
skomplikowane; oto równocześnie mobilizowałem z siatki konspiracyjnej 2.
Kompanię; do siatki tej należała między innymi wieś Koniuchy, leżąca na
skraju Puszczy Rudnickiej. Część chłopców z tej wsi znalazła się w
szeregach kompanii. W tym samym również czasie pomiędzy mieszkańcami
Koniuch, a jakimś oddziałem partyzantów radzieckich w Puszczy Rudnickiej
powstał konflikt" (2).
Partyzanci sowieccy z Puszczy Rudnickiej grabili i nękali okoliczną polską
ludność. Wsie te były biedne, bo mające liche piaszczyste grunta, na
których niewiele wschodziło. Z trudem mogli wykarmić rodziny, a tu jeszcze
części "goście". Codzień mieszkańców Koniuch drążył niepokój o los dnia
jutrzejszego i w tym celu została zorganizowana samoobrona.
Organizatorami przeciwstawiania się rabunkom byli: Józef Bobin,
Władysław Woronis, Jan Kodzis*.
Propaganda sowiecka przedstawiała ludzi z samoobrony jako zdrajców,
kolaborantów, których trzeba ukarać. "Wina" tych osób była w tym, że
walczyli o godność ludzką i bronili się przed sowieckimi rabusiami.
W sowieckiej broszurce propagandowej pt. "Pirčiupiai" [“Pirciupie”]
czytamy:"... w niektórych miejscowościach Puszczy Rudnickiej –
Čebotariai [Czebotary], Daržininkai, Dargužiai [Darguże], Učkuronis,
Kaniukai [Koniuchy] i Kruminiai - okupantom udało się stwożyć
oddziały "samoobrony" z miejscowych nacjonalistów i elementów
kułackich. Zawdzięczając partyzanckiej pracy rozjaśniającej wśród
miejscowej ludności w niektórych wsiach, jak np. w Dargużiaj, "członkowie
samoobrony" rozbroili się i oddali broń partyzantom, a w drugich, gdzie
agitacja nie dała rezultatów (w Daržininkai, Kaniukai), partyzanci rozpędzili
siłą te oddziały. Grupy samoobrony przestały istnieć" (3).
Rzeczywistość była inna. Partyzanci sowieccy wczesnym sobotnim rankiem
napadli na bezbronną wieś, którą spalili mordując niewinnych ludzi.
29 stycznia 1944 roku zginęli:
1. Bandalewicz Stanisław ok. 45 lat
2. Bandalewicz Józef 54 lata
3. Bandalewiczowa Stefania ok. 48 lat
4. Bandalewicz Mieczysław 9 lat
5. Bandalewicz Zygmunt 8 lat
6. Bobin Antoni ok. 20 lat
7. Bobinowa Wiktoria ok.45 lat
8. Bobin Józef ok. 50 lat
9. Bobin Marian 16 lat
10. Bobinówna Jadwiga ok. 10 lat
11. Bogdan Edward ok. 35 lat
12. Jankowska Stanisława
13. Jankowski Stanisław
14. Łaszakiewicz Józefa
15. Łaszakiewiczówna Genowefa
16. Łaszakiewiczówna Janina
17. Łaszakiewiczówna Anna
18. Marcinkiewicz Wincenty ok. 63 lat
19. Marcinkiewiczowa N.
(sparaliżowana, spaliła się)
20. Molis Stanisław ok. 30 lat
21. Molisowa N. ok. 30 lat
22. Molisówna N. ok. 1,5 roku
23. Pilżys Kazimierz
24. Pilżysowa N.
25. Pilżysówna Gienia
26. Pilżysówna Teresa
27. Parwicka Urszula ok. 50 lat
28. Parwicki Józef lat 25
29. Rouba Michał
30. Tubin Iwaśka (?) ok. 45 lat
31.Tubin Jan ok. 30 lat
32.Tubinówna Marysia lat około 4
33. Wojsznis Ignacy ok. 35 lat
34. Wojtkiewicz Zofia ok. 40 lat
35. Woronisowa Anna 40 lat
36. Woronis Marian 15 lat
37. Woronisówna Walentyna 20 lat
38. Ściepura N. - krawiec z miejscowości Mikonty.
W sprawozdaniu policji litewskiej za okres z 26 stycznia do 1 lutego 1944 r.
zanotowano:
"29 stycznia około 200 bandytów rosyjskich napadło na wieś Koniuchy i
całkowicie ją zniszczyło. Zginęło 36 osób i 14 zostało ciężko rannych.
Mieszkańcy tej wsi kilkakrotnie sprzeciwili się zbrojnie bandytom. W
odwecie zniszczyli wioskę" (4).
W innej relacji policji litewskiej przedstawiono wydarzenia następująco:
"Podpalili wieś. Z 40 gospodarstw spaliło się 39 zabudowań i 1 łaźnia, 50
krów, 16 koni, 50 świń, 100 owiec, 400 kur i inny majątek. W walce ciężko
ranili policjanta Juozasa Baronisa**, a policjanta z pomocniczego oddziału
policji Juozasa Bobinasa** zabili. Zabili 35 osób cywilnych, 13 raniono z
nich 10 ciężko" (5).
Dziennik pt. "Goniec codzienny", ukazujący się w Wilnie w okresie
okupacji hitlerowskiej, nie odnotował na swych łamach tragicznych
wydarzeń w Koniuchach.
Przypisy:
1) Tadeusz [Stanisław] Truszkowski (“Sztremer”), "Partyzanckie wspomnienia", Instytut
Wydawniczy PAX, Warszawa 1968; s. 140
2) tamże, s. 133
3) S. Sinkevičius, "Pirčiupiai", Wydawnictwo MINTIS, Vilnius 1979; wydanie
rosyjskie, s. 18
4) LRVOA (byłe Archiwum Partii w Wilnie) zesp. 3377, inw. 58, vol. 273 s.
41
5) "Armija Krajova Lietuvoje" Vilnius 1999, s. 266
* Rodziny włościańskie Bobinów, Woronisów, Bandalewiczów, Kodziów
mieszkały w tej miejscowości już na początku XIX w. o czym świadczą
metryki kościelne parafii bieniakońskiej.
* *Juozas Baronis czyli Józef Woronis, Juozas Bobinas czyli Józef Bobin.
Według relacji świadków nie należeli do policji litewskiej a do samoobrony.
Liliana Narkowicz
"Siła w cierpieniu"
(z zeznań naocznego świadka)
"Gdy Hitler ze Stalinem podzielili wschodnią Europę, Sowiety wkroczyły
doń czerwoną armią w latach 1939-1940, i był to początek tego nowego
okresu, o którym nikt na świecie nie wiedział przedtem, w co się wyrodzi
kraj i ludzie, gdy zostaną opanowani przez współczesny bolszewizm".
"Naród został rosyjski, jakim był, tylko po wierzchu pociągnięty pleśnią
bolszewicką".
"(..) bolszewicy pod naturalny potencjał ludzkiego kłamstwa podstawili
młyńskie koło, nie po to, by mleć mąkę albo piłować deski na tartaku, ale
żeby przepytlować ludzką psychikę".
(Cytaty pochodzą z książki Józefa Mackiewicza "Droga donikąd" - Londyn, 1955)
...Każdego dnia z wdzięcznością wpatruję się w miłosierne oblicze Matki
Boskiej Ostrobramskiej. Tej, która spoglądając z ram obrazu na ścianie,
czuwała nade mną od kolebki. Tej, u stóp której, jako mała dziewczynka
przyprowadzona przez rodziców, klęczałam w kaplicy wileńskiej. Tej, która
ratowała mi życie i pozwoliła nieść krzyż Pański, jako krzyż mojegożywota.
Nazywam się Stanisława Woronis (ur.1919 r.) z domu Bandalewiczówna.
Mam już ponad 80 lat. Urodziłam się w Koniuchach i najprawdopodobniej
tu zakończę swoje życie. Namawiano nas, by repatriować się do Polski, ale
jak mogliśmy zostawić swoją ziemię. Nieraz tak idę sobie przez wieś, a ludzie
mnie pytają o receptę na czerstwy wygląd, dobre zdrowie, żywą pamięć. Ja
odpowiadam: ''Siła w cierpieniu".
W tych okolicach moi pradziadowie Bandalewiczowie siedzieli od wieków...
Ta nasza ziemia, (nasza, czyli tych wszystkich, dla których jest maleńką
ojczyzną-miejscem przyjścia na świat) rzeczywiście jest zroszona krwią. To,
co dane było mi przeżyć, nigdy nie da się wykreślić z pamięci. Jestem
najstarszą mieszkanką Koniuch. Urodziłam się za czasów polskich.
Przeżyłam wojnę światową i okupację sowiecką. Teraz jestem obywatelką
Litwy, uważającą się za Polkę, jak i wszyscy mieszkańcy naszej wsi. W
czasach radzieckich oglądaliśmy filmy, czytaliśmy książki i gazety, i ciągle
słyszeliśmy o tym, jak Niemcy okrutnie zachowywali się względem żołnierzy
na wojnie, jak znęcali się nad ludnością cywilną.
My, prawowici mieszkańcy tej ziemi, gospodarze ojczystych zagród w
Koniuchach przeżyliśmy masakrę naszych bliskich, sąsiadów i znajomych
bynajmniej nie z ręki niemieckiej. Wieś, poza kilkoma domami, została
bestialsko spalona. Ludność bezlitośnie wymordowana. Po niektórych
rodzinach nie zostało nawet śladu. Partyzantka sowiecka, która miała
prowadzić walkę przeciwko okupantowi przy poparciu ludności cywilnej
(której nieraz pomagało się ubraniem i żywnością), partyzantka armii
"wyzwolicielki" okazała się naszym największym i najstraszniejszym
wrogiem, bo nie znającym litości nawet nad dziećmi, kobietami i starcami. Z
Pircziupiai [Pirciupie], litewskiej wsi, znajdującej się obok lasów Rudnickich,
uczyniono narzędzie propagandy. Wożono wycieczki. Mówiono o
spalonych domach i zabitych mieszkańcach. Uczono "historii". Temat
Koniuch był zawsze tematem zakazanym. Bezradny strach i ciążąca
niepewność... Cierpieliśmy w milczeniu... Pamiętaliśmy w milczeniu...
Zostałam boleśnie doświadczona przez los. Najpierw rozdzierające krzyki
bitych i zabijanych ludzi... Ryk bydła daremnie szukającego ucieczki z
zamkniętych płonących obór... Łuna pożaru nad naszą wsią.... Płomień,
który zniszczył naszą zagrodę i cały dobytek... Moje bose trzyletnie dziecko
wyciągnięte z łóżka na siarczysty mróz... Świst kul sowieckich poza naszymi
plecami podczas ucieczki...
A potem, już po wojnie ''dla wyjaśnienia wypadków" sowieci zabrali męża.
Był więziony na Łukiszkach, a po upływie pół roku wywieziony w głąb
Rosji. Wrócił "za dobre sprawowanie się" (wykazał się jako solidny
szewc), lecz z zakazem na całe życie opuszczania wsi na rzecz miasta...
Przeżyliśmy przedwczesną śmierć córki jedynaczki - zaziębione nerki w
czasie styczniowej ucieczki 1944 roku. Czuwanie nad dwoma osieroconymi
wnukami w wieku 8 i 9 lat: szkoła, choroby, wojsko...
...Pamiętam, że to był 29 stycznia. Nad ranem ok. godz. 7-ej (ciemno zwykle
było, więc nie mogła zrozumieć skąd biło światło) mąż obudził mnie
strasznym szarpnięciem za ramię i krzykiem, że opuszczamy dom i to
natychmiast. Nasz dom znajdował się w środku wsi. Pierwsze
gospodarstwa już płonęły ...
Po drugiej stronie drogi, przecinającej naszą wieś jest las - niemy świadek
okropnych wypadków. Partyzanci sowieccy często zaglądali do nas
przedtem. Zwykle zjawiali się ze stanowczym rozkazem lub rewolwerem w
ręku, byśmy dali kury, świniaka lub inną żywność. Potem dokonywali wręcz
grabieżczych napadów, niczym bandyci. Nasi mężczyźni zbuntowali się. Nie
mieliśmy czym karmić własne dzieci. U niektórych bieda aż piszczała. Kiedy
zorganizowano samoobronę, rozprawiono się z nami w sposób bestialski,
stosując mord i ogień. Mogłabym zrozumieć męskie porachunki, ale
mordowania niewinnych ludzi, nigdy!.. To było gorsze niż wojna. Na wojnie
ucieka się przed kulą. Tych, kogo w Koniuchach kula nie trafiła, lub tylko
raniła, dobito żywcem.
Schroniliśmy się (z mężem i córeczką) kilka kilometrów od naszej wsi, u
państwa Stackiewiczów. Choć byliśmy tylko zwykłymi włościanami,
znaleźliśmy zrozumienie i przytułek. Pani była przerażona, że ja zamiast
sukienki miałam nocną koszulę, a dziecko, na które zarzuciliśmy ciepłą
chustę (był przecież styczeń i mróz daj Boże) miało nóżki... bose. Córeczkę
natarto spirytusem, owinięto w ciepły koc, napojono herbatą. Przeżyła, ale
konsekwencje ponieśliśmy wszyscy... Strach i świst kul poza plecami ,będę
pamiętać do końca dni. Tak, jak płonącą wieś, daremnie błagającą o litość.
Wróciliśmy do Koniuch nie od razu. Partyzanci sowieccy czuwali i nie daj
Boże, jak kogoś znaleźli. Tego krwawego dnia zginęła też bliska rodzina
mego męża. Dwudziestoletnia Ania Woronis słynęła na całą okolicę ze swej
urody... Tak bardzo szkoda mi chłopaczka Antka Bobina. Młody, piękny,
pracowity. Nie mieszkał tu, służył u gospodarzy gdzie indziej. Ale akurat
odwiedził wieś rodzinną. Ojciec jego był w szpitalu w Bieniakoniach. A
Antek tak niewinnie zginął... Podobnie było z rodziną Pilżysów, która
przyjechała z Wilna, gdyż nabyła tu dom... Nie utrzymywaliśmy z nimi
bliższych kontaktów, gdyż mieszkali dalej, za rzeką. Wiem jednak, że mieli
dzieci... Czym zawiniły dzieci?... Molisowa np. miała córeczkę w wieku 1,5
roku. Trzymała ją na ręku uciekając. Obie padły od kul...
...Mogiłę dla wszystkich zrobiliśmy wspólną. Tuż pod lasem. Niedaleko
krzyża, który młodzież postawiła przed wojną dla upamiętnienia naszych
katolickich korzeni. Jakby w przeczuciu wielkiego nieszczęścia i wielkiego
cierpienia.... Pamięć ludzka jest zawodna, dlatego trzeba to wszystko
udokumentować. Przypomniałam sobie 30 nazwisk. Niektórych imion już nie
pamiętam. Ale żyją jeszcze inni naoczni świadkowie. Lista pomordowanych,
jak na jedną wieś, będzie długa...
Codziennie patrzę z mego okna na las... Przedwojenny krzyż - symbol
cierpienia naszego Pana, symbol męki. W oczach - zbiorowa mogiła
niewinnych ludzi... Niech wreszcie sprawiedliwości stanie się zadość!
Ludzie, połóżcie głaz! Zamieńcie spróchniały krzyż. Zostawcie stosowny
napis... Bóg i Pani Ostrobramska ocalili nas od kuli, ale my jesteśmy już
starzy. Niech jednak nasi prawnukowie wiedzą o tym, co się działo w
Koniuchach krwawego 29 stycznia 1944 r.
Zanotowano (17 marca 2001r.)
REPORT FROM TELEWIZJA POLSKI (TVP) – MAY 11, 2001
http://www.tvp.com.pl/
piątek, 11 maja 2001
Pamięć o pomordowanych w Koniuchach
Drewniany krzyż upamiętni ofiary pogromu dokonanego przez sowiecką partyzantkę we wsi Koniuchy na Litwie. W 1944 roku partyzanci spalili wieś i zamordowali mieszkających w niej Polaków.
Z pogromu w Koniuchach w powiecie lidzkim ocalały cztery budynki, spalono około 60. To z nich partyzanci rosyjscy wywlekali Polaków i rozstrzeliwali. W napaści uczestniczyli też partyzanci narodowości żydowskiej. Oceny co do liczby ofiar są rozbieżne. Pewne relacje mówią o ok. 50 ofiarach, natomiast uczestnicy napaści, w swych wspomnieniach publikowanych także na Zachodzie, podają liczbę ponad 300 zabitych. Ofiary pochowano w kilku miejscach. Działająca wtedy w pobliskiej Puszczy Rudnickiej partyzantka sowiecka rekwirowała u chłopów żywność i odzież. Gdy mieszkańcy wsi zorganizowali samoobronę, partyzanci odpowiedzieli brutalnym atakiem. Partyzanci podlegali Centralnemu Sztabowi Ruchu Partyzanckiego w Moskwie. Na cmentarzu w Koniuchach stanie drewniany krzyż z nazwiskami zamordowanych, a w pobliskim kościele w Butrymowicach zostanie wmurowana pamiątkowa tablica. Śledztwo w sprawie mordu w Koniuchach prowadzi Instytut Pamięci Narodowej w Łodzi.
ARTICLE FROM THE VILNIUS (WILNO) WEEKLY NASZ CZAS –
JANUARY 24–30, 2002 (in Polish)
|